poniedziałek, 25 stycznia 2016

Ach, co to był za ślub!

Włodzimierz Tetmajer, Zrękowiny
Pewnej narzeczonej z wioski Gołubie
zależało na idealnym wręcz ślubie.
I taki piękny był lecz
uczucie szybko poszło precz.
Teraz warczy do męża: już cię nie lubię.


Zauważyłam pewną zależność. Na kilku przypadkach, żadne to badanie socjologiczne, ale jakaś prawidłowość jest.



Są małżonkowie, którzy spędzili miesiące na organizowaniu idealnego ślubu, tygodniami wybierali wzór zaproszeń, przesłuchali niezliczoną ilość kapel, nim wybrali najlepszą, przejrzeli stosy fotografii zanim zdecydowali się na mistrza, który uwieczni Ten Jedyny Dzień. Często zaczyna się wcześniej - od idealnych zaręczyn.
Niestety, przy tej euforii zapomnieli chyba, że jak ważne to wydarzenie by nie było, to jest dopiero początkiem wspólnej drogi. Niełatwej, dodajmy.

Znam pary, które zaplanowały każdy szczegół uroczystości i faktycznie było idealnie, tylko mały problem - rozwiedli się zanim wszyscy goście zdążyli obejrzeć Wydarzenie na video.
Cała energia poszła w ustalenie scenariusza filmu godnego Oscara i nie starczyło siły na zwykłe życie i codzienne problemy? A może myśleli, że będzie ekstaza, płatki róż i szampan, a tu szare dni wpełzły w to nierealne oczekiwanie. Wraz z welonem i płatkami ze starannie wybranego bukietu z egzotycznych kwiatów opadł szał, pozostały nagie badyle rzeczywistości.

Konstantin Makowski, Uczta weselna w rodzinie bojara w XVII w.

Kto nie zaakceptuje faktu, że skończyło się święto, a zaczyna się orka na ugorze - może się ciężko rozczarować.

Okazuje się, że niestety piękny ślub nie gwarantuje takiegoż życia.

Oczywiście, nie namawiam do pójścia do ołtarza w dresie i z tłustymi włosami, oraz do częstowania gości zapiekankami z pobliskiej budki.
Jasne, też miałam oczekiwania i przeżywałam. Np. to, że nie zamierzałam wydać fortuny na suknię ślubną, zresztą w salonach panowała wtedy moda na różne odmiany barokowej bezy w stylu "dajcie mi tu jeszcze więcej koronek". Kiedy już w rozpaczy miałam odwołać ślub uratowała mnie sąsiadka, która uszyła mi za grosze skromną, a stylową sukienkę. Szkoda tylko, że już się w niej nie zapnę...
A i jeszcze pamiętam, że coś wypadło kosmetyczce i nie doprowadziła mi pazurów do przyzwoitości i obrączka wylądowała na nieidealnym palcu.


Moja mama zwykła mawiać, że wpadka na ślubie wróży szczęśliwe życie. Pewnie miało mnie to pocieszyć, kiedy denerwowałam się, że zamówiony fotograf nie pojawił się w kościele (potem się z tego jakoś mętnie tłumaczył) i jedyną pamiątką jest kilka zdjęć zrobionych przez gości aparatem typu głupi Jaś (czy ktoś je jeszcze pamięta? bo było to trochę lat temu, ale o tym za moment).

Może jednak jest w tym jakaś prawda, bo przypominam sobie śluby znajomych, którzy mają już niezły staż (mam nadzieję, że mi wybaczą).

Co widzę we wspomnieniach?

Jak w przeddzień panna młoda ubiera salę wraz z siostrami męża oraz obiera stosy ziemniaków na obiad dla wielu gości. Taka wersja przyjęcia w systemie gospodarczym. To nie przeszkodziło jej wyglądać przepięknie następnego dnia.

Zapomniano zamówić weselnego tortu i w ostatniej chwili cukiernia zgodziła się oddać gotowy na następny dzień - na chrzest. W związku z tym zamiast figurek pary młodej na szczycie był...dzidziuś.

Nieobecność rodziców panny młodej, którzy nie zdołali dolecieć z Kanady, bo ślub wypadł tuż po zamachu w USA 11 września i na lotniskach zapanował chaos i panika.

Jak na takie sytuacje zareagowały by osoby, którym wydawało się, że nawet papier w kiblu restauracji muszą sami wybrać?


Pieter Bruegel, Chłopskie wesele

Ja i wspomniani wyżej znajomi minęliśmy już najcięższe lata (te początkowe) i pierwsze kryzysy.
Wiem, nie można chwalić dnia przed zachodem słońca. Wiem, że zgodne stadło małżeńskie to ciężka praca i stałe zagrożenie, że coś się jednak posypie. Mnie odwali, albo staremu, jakiś kryzys wieku średniego, albo spadnie na nas coś takiego, że nie udźwigniemy.

Tak się jednak składa, że  osobiście w tym roku będziemy obchodzić ostatnią "nastą" rocznicę. Nie damy radę o niej zapomnieć, bo wypada w dzień rozpoczęcia Światowych Dni Młodzieży, w związku z czym stoją w mieście tablice i odliczają mi czas do tego wydarzenia (znaczy - naszej rocznicy:) 185 dni, 20 godzin, 3 minuty i 5 sekund (no dobra te sekundy to przesada, już nawet nie pamiętam o której ten ślub braliśmy).

Jeśli zatem ktoś z was ma TO jeszcze przed sobą nie dajcie się zwariować i nie traćcie czasu i pieniędzy na urządzanie idealnego ślubu. Za to pojedzcie w jakieś spokojne miejsce i sprawdźcie, czy do siebie pasujecie (świntuszki, wcale nie mam na myśli łóżka).
Zamiast omawiać menu, serwetki i jak ma was uchwycić kamera pogadajcie o wyobrażeniach
przyszłego życia. Tego prawdziwego.

Pieter Bruegel, Taniec weselny

Włodzimierz Tetmajer, Zrękowiny, 
Konstantin Makowski, Uczta weselna w rodzinie bojara w XVII w.,
Pieter Bruegel Starszy, Chłopskie wesele, 
Pieter Bruegel Starszy, Taniec weselny, 




4 komentarze:

  1. E.. ja już mam taki staż związku, że po ślubie nie powinno się nic zmienić (poza moim nazwiskiem... no może pozwolę sobie przytyć jeszcze parę kilo ;) ).
    Marzy mi się ślub, a dokładniej wesele, które będzie naprawdę świętowaniem tych naszych zaślubin. Nie chodzi o milion gości, stoły uginające się od jadła i alkoholu, ale żeby to nie był smutny obiad jak na imieninach cioci - modny zresztą ostatnimi czasy. Jeśli miałabym skończyć z tym smutnym obiadem to przyznam, że wolałabym ślub cichaczem (a nie ten dziwny środek) - a po my zwiewamy na miesiąc miodowy, a goście niech sobie na kawę i ciacho idą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. u nas tylko z klimy kapało na gości, a dzieciaki zatkały kibel w męskim, czy myślisz, że to wystarczająca gwarancja udanego małżeństwa? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że zależy jak to z tym kiblem było...Mam jednak nadzieję, że nie aż tak jak w Weselu Smarzowskiego.

    OdpowiedzUsuń