piątek, 18 listopada 2016

Subiektywny przegląd moich wtop




Raz prosta paniusia z pięknej wioseczki Ropa
opowiadała jakie popełniła faux-pas
wyśmiała ją jednak żona brata
faux-pas popełnia arystokrata
a u ciebie to była najzwyklejsza wtopa.


Był kiedyś taki dowcip - członek partii PZPR skarży się, że ma migrenę, na co lekarz mu mówi: Panie, migrenę to może mieć artysta, muzyk, naukowiec, a panu to po prostu łeb napie...ala.



Jak zwał tak zwał. Podobnie z robieniem głupot lub też z siebie głąba, wszystkich tych rzeczy, które powodują, że człowiek pali się ze wstydu. Zdarza się, prawda? Czasem nawet zbyt często... Niezależnie od tego, czy nazwiemy to bardziej stylowo faux-pas, czy bardziej swojsko gafą, a może nowocześnie wtopą każdy je popełnia. Człowiek przeżył w ciągu tych kilkudziesięciu lat bytowania na tym łez padole różnorakie formy robienia z siebie głąba, gafy, fopy i wtopy dokonane własną swą osobą. Kiedy zaczęłam się nad nimi zastanawiać wyszło mi, że chcąc je opisać muszę to jakoś skatalogować, żeby nie powstał totalny chaos, jak w polskiej edukacji.


W dziedzinie elegancji


Chociaż nigdy nią nie grzeszyłam i wiecznie chodzę pomięta, z oberwanym guzikiem i nieuczesanymi włosami, niewątpliwie na pierwsze miejsce wysuwa się łażenie z wczorajszą rajstopą wysnuwającą się z nogawki. Wiecie, wieczorem ściąga się spodnie wraz z tymi okropnymi rajtkami, one się tak sprytnie chowają w nogawce, że można ich nie poczuć wkładając spodnie następnego ranka. Naprawdę to możliwe. Sprawiłam lata temu dużo radości moim koleżankom spacerując po biurze obsługi klienta z takim szczurem wystającym z nogawki. Uprzedzę wasze pytania - tak, byli tam akurat klienci.

Nieco pocieszyła mnie koleżanka, która w tym czasie w drodze na przystanek zgubiła majteczki (wypadły z nogawki spodni) i musiała je dyskretnie podnieść i umieścić w kieszeni. A potem częstując kolegę papierosem wyciągnęła paczkę wraz z majtusiami. Na szczęście eleganckimi i tu jest taki moment przewagi seksownej bielizny nad bawełnianymi majtasami. Co prowadzi mnie do


Kategorii: architektura


Otóż podczas zwiedzania bardzo wypasionej i stylowej chaty w stylu prowansalskim zgubiłam (metodą tą samą) majtasy na wysmakowanej kostce brukowej, biegnącej starannie wypracowaną ścieżką tuż obok pięknie zaprojektowanego ogrodu. Majtasy niestety w stylu późna bawełna, stanowiły o wiele większy dysonans z otoczeniem niż byłoby to w przypadku jakiegoś koronkowego cuda. I czy mnie to czegoś nauczyło? Nadal ściągam spodnie w ten sposób…



W temacie kultury


Pewnie było ich trochę, jednak w mą pamięć zapadło zwłaszcza jedno - jeszcze ze studiów, więc pomyślcie ile to już lat…

Otóż z jakiś niewyjaśnionych przyczyn w mym umyśle nastąpiło połączenie nazwy płynu do płukania Lenor z nazwiskiem bardzo lubianego przeze mnie malarza impresjonisty Augusta Renoira i wypowiedziałam jego nazwisko [Renor]. Złośliwy kolega (sarkastyczny nawet można by rzec) wyłapał mą pomyłkę, a potem z upodobaniem się z niej naśmiewał. No cóż….



W dziedzinie: kariera


Poszłam na rozmowę kwalifikacyjną do radia. Była to moja ulubiona stacja, a po studiach dających wykształcenie bardzo ogólne nadal nie wiedziałam co właściwie chcę robić (miotałam się między różnymi pomysłami), ale bądźmy szczerzy - nadawałam się do tej roboty dość słabo. Gdy już przyszła moja kolej i przedarłam się przez tłum chcących zrobić karierę w mediach, dostałam do zrealizowania małe zadanie - miałam zrobić jakąś zapowiedź.

Do dziś jestem pełna wdzięczności za to, że podziękowano mi ze stoickimi minami, nikt nie wybuchnął śmiechem, nikt nie powiedział, że na woźną to trzeba się zgłosić w innym pokoju. Co klasa to klasa jednak.



Motoryzacja


Ach, to materiał na cały post, albo i dwa. Począwszy od jazd z instruktorem, poprzez egzaminy (a było ich kilka) oraz potem prawdziwą naukę jazdy, często w asyście tych, którym pozwalały na to nerwy (tu ukłon ku mojej kochanej Sister-in-law, dzielenie zastąpiła swego brata, który wsiadając ze mną do auta wyglądał jakby miał już gotowy pozew rozwodowy). Mam nadzieję, że nieraz moje próby zaparkowania wzbudziły szczerą wesołość u przygodnych obserwatorów. Kto wie, może komuś umiliłam smutny dzień? Może jakiś mąż powiedział do żony:
Ty, pacz na nią, no nie, ty to jesteś Nikilauda i Hołowczyc w porównaniu do tego...



Stosunki międzyludzkie


To dziwne, ale mam coś takiego, na co cierpiał najwyraźniej Basil Fawlty w odcinku “Niemcy”- jak tylko pomyślę, że czegoś nie powinnam mówić - wyjdzie to z mych ust na pewno. Kiedyś przyuczałam do pracy sympatyczną dziewczynę, której dopiero co zmarł ojciec. Jak myślicie, ile razy w rozmowie użyłam słowa śmierć, umieranie, zmarły itp? No, właśnie. Także, wiecie, jakby co walcie do mnie jak w dym.


Boję się, że zapomniałam mnóstwo fajnych sytuacji (demencja czy mechanizm psychologiczny?), nic na to jednak nie poradzę, może kiedyś powstanie druga część?


A wy? Macie odwagę, żeby podzielić się swoimi najwspanialszymi wtopami? Zawsze może być anonimowo… :)

Zdjęcie Pixabay MonikaP

7 komentarzy:

  1. Miło się uśmiechnąć czytając o wpadkach kogoś innego ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co, historie z rajtami i majtami mnie rozwaliły, mówiąc delikatnie :) Muszę jeszcze raz to przeczytać. Przeczytałam.
    Oj, ja popełniam bardzo wiele (jak ja to nazywam) fauxów pauxów. Ostatnio zapomniałam o tym, że miała być wizyta ludzi, co to różne rzeczy w blokach sprawdzają, jakieś odczyty robią itp. No i siedzę sobie w domu - korzystam z wolnego czasu - włosy naolejowane, twarz również. Przyszli odczytywać, laska i facet, cały czas się gapią na mnie, bardzo dziwnie, no ale cóż, pogapili się i poszli. Przedwczoraj dosłownie, umilałam sobie czas oczekiwania na windę cwałując po korytarzu (jak Miranda z serialu "Miranda" ;) ), myślałam, że jestem sama, a tu nie, sąsiad zza winkla się wychyla i patrzy co to się dzieje... No to się przywitałam i pocwałowałam do windy.
    Odnośnie połączeń wyrazowych, to ja mam tak często bardzo, dziwne skojarzenie i wychodzę na głupa co to się na nazwiskach nie zna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, niespodziewana wizyta ludzi to jest temat. Z drugiej strony to przecież zrozumiełe, że w domu człowiek może różnie wyglądać, nie?

      Usuń
  3. Z cyklu "bielizna".
    Wiosnę miałam bardzo zabieganą i krążyłam rowerem po mieście załatwiając wszelkie okołoremontowe sprawy. W drodze na basen wpadłam do mojej ulubionej firmy robiącej meble na wymiar, bo trzeba było podjąć jakąś decyzję dotyczącą przyszłych mebli kuchennych.
    Zazwyczaj przebieram się w domu w strój do pływania a bieliznę pakuję do plecaka, bo szkoda mi czasu (za szatnię się płaci). Będąc w firmie, po jakiejś burzy mózgów, w ferworze emocji sięgnęłam po rękawiczki rowerowe, które tam po wejściu włożyłam i szerokim gestem wyjęłam... stanik.
    Nie znalazłam sposobu by się szybko i zgrabni wytłumaczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, piękne! I przypomniało mi, jak w młodości mieliśmy z bratem zabawę - trzeba było włożyć bieliznę do plecaka szkolnego, tak by ofiara nie widziała i zorientowała się dopiero w klasie :)

      Usuń
    2. O-o! Miałaś więc szansę wypracować dzięki temu jakieś zgrabne tłumaczenia ;)

      Usuń