czwartek, 16 lutego 2017

Jestem kosmitką!



Pewna mężatka - dziwaczka z Żagania

miała naprawdę absurdalne wymagania
jak to, by ją szanowano
do głupot nie namawiano
i żeby miała prawo do swojego zdania.





W różnych życiowych sytuacjach zastanawiam się, czy ja żyję w jakiejś równoległej rzeczywistości? Jestem jakimś totalnym strangerem, kosmitą z czułkami? Jeśli tak, to gdzie jest moja planeta???

Kilka przykładów:



Drobne kłamstewka



Nie mówię, że nigdy mi się nie zdarzyło. Staram się jednak - usilnie - tego nie robić. A co w sytuacji, gdy nas ktoś o to poprosi? Drobne kłamstewko, malunie? Na przykład - podpisz się za mnie na liście obecności. I nie chodzi o to, że ktoś się spóźni, ale w ogóle nie zamierza się pojawić. Przecież wszyscy tak robią. W moim porąbanym umyśle rodzi się myśl - ale tak przecież nie można. Nie mów fałszywego świadectwa i wszystkie te chrześcijańskie dyrdymały. Odmawiam i bang - jestem zła, nieuprzejma, nie chcę pomóc, dupę mi trzeba obrobić, bo wydziwiam. Kosmitka. Z jednej strony ciężko czasem postępować w zgodzie z przekonaniami, z drugiej jak daleko mam się posunąć, by zadowolić innych? Strzelić znienawidzonemu mężowi w łeb, bo prosiła mnie o to jego żoncia?


Małe szwindelki


Spodobała mi się opowieść o mieszanym małżeństwie w Wielkiej Brytanii. Polka wróciła do domu i cieszy się, że przejechała metrem, ale bilet z jakiś technicznych przyczyn nie został skasowany, więc może go jeszcze wykorzystać. Zdziwiło to jej męża Brytyjczyka, skoro przejechała, to bilet jest nieważny - bez znaczenia, czy skasowany czy nie. No właśnie. Jeśli za coś powinnam zapłacić, a nie robię tego, to jakby kradzież? Eeee, nie, skoro za coś takiego policja mnie nie wsadzi za kratki. Podatki to jak wiadomo zalegalizowany sposób na okradanie obywatela przez kraj, dlatego unikanie ich płacenia jest całkiem w porządku. (I nie mówcie mi, że skoro nieuczciwi politycy nas okradają, to my też możemy). Czy to pozostałość z czasów komuny, gdy wszystko było wspólne i takie szwindelki to była norma? Gdy jedynie frajerzy nie wynosili z pracy tego, co tylko udało się ukraść?
Nie możemy nagle być zbyt uczciwi, bo to źle się może odbić na zdrowiu.


Obiecanki cacanki


Czy ktoś jeszcze przywiązuje wagę do słów, które wypowiada, zwłaszcza, gdy stanowią jakiegoś rodzaju obietnicę? O kiełbasie przedwyborczej nie wspomnę, każdy głupi już się przyzwyczaił i wie, że jak partia zrealizuje 5% obiecanych przed wyborami rzeczy, to już będzie Wielki Sukces. Ale w takim normalnym życiu też co i rusz się z tym spotykam - okazuje się, że można komuś obiecać pracę, pomoc, spotkanie, pożyczenie czegoś - i zupełnie nie mieć skrupułów z tej obietnicy się nie wywiązując. Co nie napisane na papierze - nieważne (a i wtedy nie zawsze, a nuż uda się naszym prawnikom o tym przekonać sąd?).
Jako młoda matka niejednokrotnie słyszałam: ach, chętnie ci pomogę. Tylko jakoś z realizacją zawsze był problem. Już bym się na to nie nabrała. Ale co z tego, kiedy naiwnie wierzę w stu innych przypadkach, że skoro ja za wszelką cenę staram się dotrzymać słowa (a jeśli nie jestem pewna, że dam radę - nie obiecuję), to każdy inny też tak zrobi?



50 na godzinę


Mam bardzo dziwny nawyk, by jeździć zgodnie z przepisami. Wiem, wkurzające. Teren zabudowany, ale przecież po tej wsi nikt nie chodzi, kura jakaś zbłąkana co najwyżej, ale co tam komu taka kura! A ja się wlokę 50. Za mną Kolumna Wkurwionych, którzy chcieliby szybciej. Ja 50, a im tu życie ucieka, meczyk czeka, rusz że się babo, zrozum człowieka! Zazwyczaj więc mnie wyprzedzają przy pierwszej okazji (często w miejscach niedozwolonych), jak jakąś konną furmankę lub traktor. Przyzwyczaiłam się.

Co dziwne, w niektórych krajach, choćby na Słowacji, żeby daleko nie szukać, ludzie jeżdżą z prędkością dostosowaną do przepisów. I jakoś dają radę. Więc może jednak nie jestem kosmitką, tylko żyję nie w tym kraju co powinnam?



Brak szacunku dla drugiej osoby


Umawiam się z kimś. Czy zbyt dużo wymagam, jeśli liczę na punktualność? I nie mam tu na myśli kwadransa akademickiego, to za wysoko ustawiona poprzeczka, bez przesady… Ewentualnie, czy nie byłoby miło poinformować o spóźnieniu (które przecież każdemu się może zdarzyć?), a nawet braku możliwości zjawienia się nie jak już czekam na miejscu lub nawet dzwonię zniecierpliwiona? I nie mam tu na myśli sytuacji, że komuś coś wypadło w ostatnim momencie, lecz kiedy wiedział, że się nie wyrobi, ale zwyczajnie mnie zlał. Wybaczcie, po iluś takich samych sytuacjach nie mam siły tłumaczyć kogoś, że o biedulek, nie pomyślał, tyle ma na głowie, nie to co ja, tylko czekać na niego. A, dodam, że jest jeszcze bardziej miło, gdy w spotkaniu miały brać udział dzieci i musicie dodatkowo odpowiadać na pytania Kiedy oni przyjdą? A dlaczego jeszcze ich nie ma? oraz słuchać marudzenia, że się nudzą.



Coraz trudniej


Teraz jest jeszcze gorzej. Mimo wszystko takiej kretyńskiej postawy chciałabym nauczyć dzieci. Nie chcę, żeby oszukiwały, bo wszyscy to robią. I nie szanowały innych, bo to niepopularne. Czyli z góry skazuję ich na bycie kosmitami i dziwakami.




Obraz Pablo Picasso, Portret Dory Maar

4 komentarze:

  1. Twoje cechy charakteru, jak uczciwość, punktualność i inne, nie są mi obce.
    I wydaje mi się, że przekazałam to w dużym stopniu moim dzieciom.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest nas więcej! Bardzo mnie to cieszy? Może to jednak nasza planeta? :)

      Usuń
  2. Brrrr, strasznie nie lubię spóźnialstwa! Zwykle jestem na miejscu przed czasem i nawet, jeśli muszę zaczekać, to tak właśnie wolę. Spóźniłam się tylko kilka razy w życiu z przyczyn nie do końca zależnych ode mnie (trudno przewidzieć awarię metra czy wypadek na drodze).

    Kiedyś byłam umówiona z koleżanką, czekałam na nią ponad godzinę! Prawdę mówiąc, najchętniej rozszarpałabym ją na strzępy, ale się powstrzymałam. Niemniej, takie sytuacje zawsze mnie wyprowadzają z równowagi, bo chciałabym, żeby druga osoba szanowała mnie i mój czas, tak jak ja staram się to robić.

    A przede wszystkim nie lubię kłamstw i kłamstewek. Niestety, sama musiałam się tego oduczyć, bo pewne zachowania wyniosłam... z rodzinnego domu. U mnie często prowadziło się jakąś dziwną grę pozorów. A, bo lepiej babci nie mówić. Ojcu nie mów, bo wykorzysta to przeciwko nam. I tak dalej... o ile mogę zrozumieć kwestię napięcia ojciec-matka, bo są po rozwodzie od wielu lat, tak innych sytuacji już nie pojmuję. Rodzina jak nie rodzina. Dlatego teraz dbam o to, by zawsze mówić prawdę i wolę nawet czasem coś palnąć bez zastanowienia, ale szczerze... niż zastanawiać się, jak i co powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, by swoją nową rodzinę budować na dobrych zasadach. Bo na to akurat faktycznie mamy wpływ!

      Usuń