środa, 24 maja 2017

Epizodyczna hipochondria


Pewna nadwrażliwa paniusia z Cordoby
podejrzewa u siebie różne choroby
pomaga jej w tym kuma
co wiele o zdrowiu duma
i ostrzega, że lekarze to nieroby.







Ostatnio zdiagnozowałam u siebie pewną przypadłość, która też wam się może zdarza, ale jeszcze o tym nie wiecie? Jest to epizodyczna hipochondria. W przeciwieństwie do poważnego schorzenia, jakim jest prawdziwa hipochondria (jakkolwiek nie byłaby lekceważona w opinii społecznej) ta epizodyczna występuje o wiele częściej, jest mniej groźna, a wywołuje ją kilka wirusów panujących w danym środowisku. W krajach o kiepsko stojącej, niedofinansowanej służbie zdrowia, gdzie kołderka jest zawsze za krótka, ma świetne warunki do rozwoju.


Historycznie


Jednym z pierwszych zanotowanych przypadków było zachowanie bohatera powieści pana Jerome K. Jerome pt: "Trzech panów w łódce, nie licząc psa", który po starannym przestudiowaniu encyklopedii medycznej stwierdził, że jedyną chorobą, jakiej NIE MA jest puchlina kolan, a to tylko dlatego, że dopada ona głównie panny służące, które za dużo klęczą.


Współcześnie hipochondria epizodyczna ma się dobrze. Przyjrzyjmy się zatem najczęstszym wirusom wywołującym tę chorobę:


Seriale medyczne


Już o tym pisałam, jest to świetne źródło wiedzy o potencjalnych schorzeniach. Zwłaszcza, że wymogi dramaturgii sprawiają, iż są to na ogół zawiłe, skomplikowane i rzadkie przypadki, które z pewnością uszłyby uwagi waszego lekarza prowadzącego. I tak zrelaksowani po długim dniu oglądamy nasz ulubiony tasiemiec, kiedy nagle w świadomości rodzi się myśl - a może ja też jestem chora/y na to, co bohaterka? Też mam wzdęty brzuch (zapominamy przy tym, że to raczej po bigosie zjedzonym godzinę temu, popitym colą i zagryzionym chipsami) i coś mnie wyraźnie kłuje w boku!



Internet


Doktor Google, jak wiadomo, ten najlepszy na świecie diagnosta, u człowieka zdrowego jak przysłowiowa ryba jest w stanie znaleźć kilka jednostek chorobowych. Zapominając, że przynajmniej połowa tekstów wyświetlonych na nasze zapytanie to zwykłe gówno tysiąckrotnie przeklejane na rozmaite “portale” nakręcamy się doszukując się u siebie groźnych objawów. Surfując mamy szansę zdiagnozować u siebie dużo więcej schorzeń niż wspomniany wyżej bohater "Trzech panów...".



Ludzie gadają


Wieść gminna - właściwie każdy z nas przynajmniej raz w życiu słyszał opowieść o kimś, kto został całkowicie olany przez służbę zdrowia. Mimo wielokrotnych prób nie udało mu się uzyskać upragnionego skierowania na badanie. Diagnozy. We właściwym momencie przeprowadzonej operacji. Aż było już bardzo źle. To oczywiste, że pod wpływem takich historii sami od razu zaczynamy się zastanawiać czy mimo regularnego chodzenia do lekarza i robienia badań okresowych (czasem na własny koszt) nie dzieje się aby coś złego w naszym organizmie? A to tylko epizodyczna hipochondria.


A lekarz?


Pewnie nieliczni z nas mogą pochwalić się takim lekarzem prowadzącym, który z pewnością nas nie zawiedzie. Zawsze będzie miał odpowiednią ilość czasu, by podczas wizyty zweryfikować podejrzenia, w razie potrzeby skierować dalej. Z naszych opowieści odrzucić jak plewy zwykłe objawy epizodycznej hipochondrii od faktycznych somatycznych oznak choroby. Taki lekarz to skarb i jeśli tylko nie mamy zajebistego pecha do bardzo trudno wykrywalnej choroby, to raczej daje gwarancję, że nic groźnego nie zostanie przegapione w odpowiednim do leczenia momencie na czas, nie musimy się na zapas martwić o swoje zdrowie.

Większość jest jednak skazana na pośpiech, ograniczenia w kontraktach z NFZ (nawet by i dał biedny doktorzyna skierowanie na badanie, ale jak on się potem wytłumaczy przed groźną panią urzędniczką, jak pacjent okaże się zdrowy, no jak?), niedouczenie, ignorancję, bo “to ja jestem lekarzem i się znam”. 

Nic dziwnego, że epizodyczna hipochondria tak dobrze się w takich warunkach panoszy.

Obraz Jan Steen 

12 komentarzy:

  1. Niestety w tych czasach trzeba samemu zadbać o swoje zdrowie :/ i wiem po sobie lepiej czasami podrążyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ale czy tak powinno być? Chyba nie... W idealnym świecie.

      Usuń
  2. Rzeczywiście, słyszałam kilkukrotnie takie opowieści, ale nigdy nie dotknęło to bliskiej mi osoby :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na szczęście nie znam nikogo takiego 😉 W moim otoczeniu większość osób nie zauważa chorób nawet jak je ma 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Uważam, że w naszej służbie zdrowia brakuje takich doktorów House'ów. Dociekliwych i upartych diagnostów. Kiedyś zwróciłam się do doktora Google.Wpisałam wszystkie niepokojące mnie objawy i wyskoczyła diagnoza. Znajomi śmiali się ze mnie, że jestem hipochondryczką i powinnam iść do normalnego lekarza. poszłam, przebadali mnie i potwierdzili diagnozę dr Google... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie, czy lekarze nie są dociekliwi, bo im się nie chce, czy nie mają takich możliwości? Np wiedząc, że za drzwiami kłębi się kolejka pacjentów? I świadomość, ze nie zawsze "mogą" zlecić tyle badan, ile by chcieli?

      Usuń
  5. Pamiętam, jak po obejrzeniu wszystkich sezonów Dr House czułam się, jakbym medycynę skończyła!
    Co do wujka Google - no cóż. Bez względu na objawy, człowiek i tak kończy z nowotworem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie :) Doktor Google to okrutny diagnosta :)

      Usuń
  6. Ja staram się nie korzystać z googla, jeśli o choroby chodzi, bo wychodzą mi cuda, które dodatkowo robią z igły widmy. Hipochondryczką nigdy nie byłam, nawet epizodyczną, a z lekarzami problemów nie mam (no chyba że idę prywatnie i widzę rachunek, to mam i problem) :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowanie rachunek może być przyczyną co najmniej zawału :)

      Usuń