piątek, 31 marca 2017

Mistrz bezrobocia



Pewien mocno dojrzały pan ze wsi Zabłocie
całe życie doskonalił swe bezrobocie,
bo to jest przecież wielka sztuka
jak się niby szuka, a nie szuka.

I po co niby orać życie w wielkim pocie?



Ja mam takie pytanie. Tyle jest książek o tym jak znaleźć pracę, zmienić zawód, rozwijać się, realizować zawodowe cele itp - wiecie, całe to kołczingowe gówno. A czy ktoś kiedyś widział pozycję o tym jak dobrze, szczęśliwie być spełnionym bezrobotnym? No właśnie.

środa, 22 marca 2017

Napisy motywujące






Pewna Australijka z Queensland z Mount Isy
miała w domu motywujące napisy
bo mówiły jej jak żyć
jak fajową babką być
i ją omijały małżeńskie kryzysy.


Jako zagorzała zwolenniczka blogów i czasopism wnętrzarskich chciałabym podzielić się z wami pewną refleksją. Otóż, jak wiadomo, każdy ma swój gust (lub nie ma, łotewer) i nie wszystkim musi się podobać to samo. Generalnie staram się nie krytykować (nawet w myślach), jeśli ktoś na przykład umebluje sobie dom chińskim badziewiem, które subtelnie (czytaj wiernie) nawiązuje do mebli największych projektantów (pozostających finansowo daleko poza możliwościami szarego człowieka, czego nie można powiedzieć o ich chińskich “odpowiednikach”), ale… nie mogę się oprzeć, jeśli chodzi o tzw. napisy inspiracyjne vel motywacyjne. O co w tym chodzi?

czwartek, 9 marca 2017

Zapiski na marginesie 12



Maryla Szymiczkowa, Rozdarta zasłona



Powołana do życia przez Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego (skrytych pod pseudonimem Maryla Szymiczkowa) Zofia Szczupaczyńska, żona profesora UJ, bezdzietna czterdziestolatka mieszkająca w Krakowie u schyłku XIX w. całkowicie skradła moje serce.

środa, 1 marca 2017

Post na post

Pewna lekko otyła dziewczyna z Miami
chciała schudnąć odrobinę przed wakacjami.
Lecz wszystkie cudowne sposoby
nie umniejszyły jej osoby.
Tak się właśnie czczymi mrzonkami lud mami.






Wraz z pierwszymi powiewami wiosny, śpiewem ptaków i pojawieniem się nieśmiałych pączków na drzewach wpadamy w panikę w temacie nadbagażu w naszym ciele. Skrzętnie zbierane od jesieni (bo zimno i deszczowo), przez święta (ach, jakie pyszne te pierniczki no i jak tu nie zjeść 12 - tej potrawy), aż do końca karnawału (ach, jaki bal, a jakie jedzenie) dodatkowe kilogramy nagle zaczynają nam zawadzać. Oczywiście, wcześniej nie ma sensu brać się za dietę. Nie przed Środą Popielcową. A że w tym roku przypada dość późno - no cóż, i zima wyjątkowo sroga była…