piątek, 3 czerwca 2016

Udawanie, czyli zalety fantazji.




Pewna mężatka z miasteczka Skała
czasami bardzo dziwny zwyczaj miała
brała małą walizeczkę
i jechała na troszeczkę
do Krakowa, gdzie kogoś sobie udawała.

Muszę się do czegoś przyznać. Czasem, jak każdy, mam gdzieś jechać, coś załatwić. Jeśli jest to Kraków, miasto gdzie studiowałam, a także pracowałam, które nieodmiennie zachwyca swoją urodą (oczywiście nie wszędzie) i klimatem, robię tam dziwne rzeczy (ale nie mówcie tego mojej psychoterapeutce). Otóż ja udaję. Oczywiście tylko przed samą sobą, nikt inny by bowiem w to nie uwierzył.



Studentka


Wariant pierwszy zabawy to studentka. Wyobrażam sobie, że jestem pozbawioną problemów (no, może poza tym, gdzie iść wieczorem, albo od kogo pożyczyć notatki do skserowania, tak, tak drogie dzieci, kiedyś tak się robiło zamiast zdjęcia czy skanu rozesłanego potem do całej grupy), wyluzowaną dziewczyną w najlepszym okresie życia. Wszystkie drogi są jeszcze nieznane, wszystkie furtki otwarte, może się zdarzyć właściwie wszystko (no dobra, księcia nie poznam, bo się zakochałam w aktualnym mężu). Mam czas i na naukę i na imprezki, a wydarzenia kulturalne to coś, w czym biorę udział, a nie tylko czytam o nich w gazetach. Idę właśnie z ćwiczeń, które były ciekawe (a to nie takie znowu częste), zaraz podejdę do biblioteki poszukać zadanej lektury, a potem już tylko trzeba zdecydować czy iść na ten wieczorny wykład  (jak widzicie byłam bardzo pilną studentką).


Turystka


Patrzę na zabytki zachłannie i z uczuciem zachwytu. Zaraz idę na wyśmienity obiad (a bo mówiłam, że jestem bogatą turystką? nie taką jaką byłam na studiach - zajadającą kromki z konserwą tuż obok miejsca pracy wiedeńskich mistrzów kucharskich), a wieczorem spacer po pięknie oświetlonych ulicach. 
Jeśli jestem ze Stanów, to jutro będę w Pradze, a pojutrze w Paryżu. Jeśli jestem Europejką, to oczywiście mam więcej czasu na dokładne oglądanie, dlatego teraz mogę siedzieć na plantach na ławce Krasnowolskiego albo Pilcha i po prostu chłonąć atmosferę. 


Nigdy nie bawię się w lasencję na zakupach, matkę lecącą po pracy do przedszkola. Nie jestem głupia.


Kiedyś


Czy kiedyś też będę udawała? Kogo wtedy? Jako sześćdziesięciolatka zasiądę na ławeczce i będę udawać tą czterdziestolatkę, która nie czuła się już taka młoda, ale przecież całkiem sprawna i z wieloma jeszcze pięknymi chwilami przed sobą? Mam tylko wielką nadzieję, że nie będę musiała udawać, że moje dzieci są szczęśliwe.

Jako osiemdziesięciolatka (jak widzicie nie opuszcza mnie optymizm, skoro sądzę, że dożyję) będę udawać, że moi bliscy i przyjaciele żyją, a ja nie jestem samotną kobietą, która celebruje wyjście do sklepu, bo to jedyna okazja, żeby z kimś porozmawiać? A może będę siedziała na ławeczce w domu opieki pogrążona w szarej mgle umysłu powoli odchodzącego na spoczynek i zupełnie nic nie będę musiała już udawać?


Stanisław Wyspiański,  Planty o świcie

7 komentarzy:

  1. Następnym razem zajdź za mnie na Stary Kleparz, proszę. Jedynie to miejsce wspominam z rozrzewnieniem ze swojego mieszkania w Krakowie. Mieszkałam tuż obok, w małej uliczce od Krowoderskiej, za budynkiem YMCA, z kuchnią z widokiem na Plac Biskupi i panie negocjowalnej profesji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, pójdę, mam całować mury?:)

      Usuń
    2. Jak już to stragany ;) Chyba, że tam też postawili jakąś galerię handlową ze szkła i stali to nie całuj a pluń na to ;->

      Usuń
  2. Kraków jest piękny, też chętnie bym poudawała tamtejszą studentkę ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje wcielenia jak kadry z filmu,świetnie pasują do krakowskiej scenerii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, za to moje życie jest zupełnie niefilmowe....No może ciut jakaś czarna komedia.

      Usuń