czwartek, 5 lipca 2018

Zapiski na marginesie 20


Przyznaję się bez bicia. Uwielbiam kryminały (ale nie chciałabym pod tym kątem być badana przez psychiatrę. A nuż by coś wygrzebał?). Naczytałam się tego w życiu naprawdę dużo - klasycznej Agathy Christie, peerlowskiego Ćwirleja, krwawych Szwedów, czy lekkich, eleganckich klimatów weneckich u Donny Leon.

I kiedy myślałam, że mnie już nic pozytywnie nie zaskoczy, trafiłam na Martę Matyszczak (i przyznam, chwilę się opierałam, zanim sięgnęłam po jej opowiastki). Pomysł jest prosty - oddać część narracji w łapy (mordę?) psa. To nie tylko uatrakcyjnia akcję i urozmaica opowieść. Otóż świat widziany oczyma psa jest dużo prostszy, niż to, co zazwyczaj wymyśla sobie człowiek. Rzeczy ważne sprowadzają się do zaledwie kilku pojęć (dom, przyjaźń, jedzenie, przyroda), a to my sami wpychamy się w nieważne szczurzo-ludzkie wyścigi, nic nieznaczące układy, komplikujemy sobie życie goniąc nie wiadomo za czym.

Psy są mądrzejsze - jedyną rzeczą, za którą warto gonić - jest własny ogon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz