piątek, 4 marca 2016

Spotkanie po latach


Dojrzała pani z pięknego miasta Piła, 
wciąż myślała, że za bardzo się zmieniła.
Na klasowym spotkaniu,
w źle dobranym ubraniu,
z owej rozpaczy totalnie się upiła.




Kiedy dojdzie się do wieku zwanego poważnym/średnim/statecznym (niepotrzebne skreślić), kiedy wpadnięcie na ulicy na koleżankę z liceum, której nie widziałyście od matury oznacza, że minęło 20 lat, o wtedy do takich spotkań zaczyna się przywiązywać specjalną wagę.


Po pierwsze oczywiście robi się wewnętrzne cv, żeby się przekonać, że nasze osiągnięcia są mizerne i nie ma się czym chwalić. Nijak nie da się tego dobrze przedstawić i żaden kreatywny szablon nie zrobi z tego fajerwerków.




Po drugie - zwłaszcza kobiety - zastanawiają się jak zostaną odebrane i czy usłyszą tą upragnione, pożądane “Nic się nie zmieniłaś”!

I tu dochodzimy do sedna. Dlaczego właściwie miałby nas cieszyć fakt, że jesteśmy takie jak 20 lat temu?


Jasne, pod względem wyglądu - może. 


Kto by nie chciał mieć twarzy gładziutkiej, bez zmarszczek, bez jednej odznaki trosk dorosłego życia? (no chyba, że za czasów nastoletnich miało się potężny trądzik). Lub sylwetki gibkiej nienaruszonej okresem dźwigania na powłokach brzusznych arbuza/melona/piłki lekarskiej 10 kg? Włosów długich, na których nie wieszają się dzieci powodując znaczne przerzedzenie czupryny? No i dłoni nie styranych ścierą, miotłą i zmywakiem do naczyń?


Ale jeśli chodzi o zachowanie?


Nawet jeśli byłaś Gwiazdą klasową, Królową Balu oraz Obiektem Westchnień połowy liceum i sąsiedniego technikum mechanicznego - czy byłoby zasadnym cieszyć się z określenia, że nic się nie zmieniłaś? Owszem, poczucie wewnętrznej młodości jest ważne, ale dlaczego miałabym chcieć nadal mieć umysł nastoletniej siksy? Ja tam jestem zadowolona z życiowego doświadczenia i nie zamieniłabym go na beztroskę młodości i siano w głowie.


Czy każdy chciałby być jak ta poszukiwana dziewczyna do pracy - dwudziestolatka z piętnastoletnim doświadczeniem?


Z drugiej strony - co ciekawe


często inni mają tendencję do traktowania nas, jakby żaden czas nie upłynął. Zwłaszcza, jeśli w młodości zrobiliśmy coś lekko kompromitującego (a kto nigdy nie zrobił?!). Dlatego nawet jeśli jesteś poważanym naukowcem, lekarzem lub statecznym urzędnikiem warto przy okazji spotkania przypomnieć ci jak się zfajdałeś w majtki w przedszkolu. Albo goniłeś po podwórku na golasa. Celebryta, który w liceum był klasową ofiarą, o to byłaby prawdziwa gratka. Fajnie jest też wszystkim wkoło opowiadać, że dla ciebie pan dyrektor wciąż jest bąblem zjadającym cukierki z ziemi. Bądź pijącym wodę z kałuży.


Reasumując:


Podczas spotkania klasowego prawdziwą radość sprawisz zawistnym udowadniając, że postarzałaś się tylko z zewnątrz - za to potężnie, a w środku dalej jesteś głupią blondyną z IIc.

Obraz  Édouard Manet, Kobieta przed lustrem, Wikimedia Commons  

12 komentarzy:

  1. Choć w sumie liceum skończyłam dwa lata temu i trudno jest powiedzieć, jak bym się zachowywała na spotkaniu po latach, to z wielką chęcią przeczytałam tego posta i bardzo mi się podobał. Grunt to być sobą, pomimo wszystko, a wydaje mi się, że jeszcze w gronie dawnych przyjaciół można trochę powspominać i powrócić do czasu, kiedy było się młodszym. Tak naprawdę jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądać nasze spotkanie za 5, 10, czy 20 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naszej klasie z liceum jakoś nie udało się zaaranżować spotkania po latach. Nie wiem, czy nie miał się kto tego podjąć, czy baliśmy się rezultatów:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w liceum jeszcze nie miałam, może dlatego, że w pewnym gronie jakoś się widujemy do tej pory. Za to miałam spotkanie po 20 latach od ukończenia podstawówki:) I to był czad:) Właśnie zobaczenie, że ludzie niewiele się zmienili. Wygląd tak, bez przesady. Jednak sposób rozmowy, poczucie humoru, to, co było charakterystyczne pozostało:)
    Nie lubię za to przypadkowych spotkań. Oczywiście pada pytanie: co u ciebie? Tylko trochę dziwnie nagle po kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu latach zacząć rozmowę tak, jakby się widziało kogoś wczoraj. Takie spotkania czasami są niezręczne. Ale zdarza się, że nie pada to pytanie. I wtedy zwykle jest nawet przyjemnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, trochę trudno streścić kilka lat swojego życia (w którym czasem zaszły duuuże zmiany) w kilku słowach:)

      Usuń
  4. Ucieszyłam się potężnie czytając Twój wpis XD jakoś tak wizualizacja mi się włączyła, a że na Twoim fanpageu pisałam, że mam niedługo takie spotkanie po (o zgrozo ) 26 latach i to z FACETEM to już teraz nie wiem czy się nie przejmować :) Jakże ta moja czupryna inna niż kiedyś i rozmiar jakby inny XD POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Bardziej obawiałabym się jednak reakcji kobiety:)

      Usuń
  5. Nie wróciłabym się do czasów licealnych, a w spotkanie po latach to raczej nie wierze, chyba że sama je zorganizuje. Taka klasa. Może ktoś coś zrobi za nas bo nam się nie chce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też zawsze się kończyło na "A może byśmy zrobili spotkanie...." Ale z częścią klasy jest jakiś tam kontakt. Np - nasze dzieci w tej samej klasie:)

      Usuń
  6. Wydaje mi się, że na takich spotkaniach każdy skupia się jednak głównie na sobie - żeby zrobić dobre wrażenie, pokazać, jakie sukcesy się osiągnęło, jak to się przez tyle lat zmieniło/nie zmieniło. A inni schodzą na dalszy plan.
    Nigdy jeszcze nie brałam udziału w tego typu spotkaniu, czyli jednak jestem jeszcze młoda :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre wrażenie można też robić na tle cudzych "porażek" hihihi

      Usuń
  7. Rachunki sumienia robię co chwila, o zgrozo! Całe szczęście i ufff, nikomu nie przyszło do głowy by robić spotkanie po latach. Ufff! Uf! UFFF! :)

    OdpowiedzUsuń