wtorek, 8 marca 2016

Twarde Babki

Blog nazywa się jak się nazywa, ale przecież trzeba czasem napisać coś bardziej na poważnie. Dlatego uruchamiam kategorię Bez sarkazmu (sarcasm-free). I oto jest pierwszy tekst.



Jest jeden rodzaj kobiet, które naprawdę podziwiam. To Twarde Babki. Są dobrze ubite i żadne sztormy, wysokie fale, burze piaskowe i życiowe wichry im nie grożą. One mają jakby bardziej pod górkę, a zarazem - nie wiem - więcej siły? Mówię tutaj oczywiście o faktycznych nieszczęściach, nie tych z cyklu - nie mogę kupić butów czy facet nie oddzwonił.


Pierwszy z brzegu przykład - niepełnosprawne dzieci. 


Pamiętam jak rozmawiałam z koleżanką o jej chorej córce. Z głębi serca wyraziłam podziw dla tego, jak dobrze to znosi. Ona z prostotą zapytała “A co innego miałabym zrobić?” Była w tej odpowiedzi pewnie i ulga związana z faktem, że choć diagnoza brzmiała poważnie - to wreszcie była, po wielomiesięcznych poszukiwaniach. Ale to nie zmienia faktu, że jej córka, która urodziła się zdrowa, z powodu choroby genetycznej już nigdy nie miała normalnie funkcjonować.


Oczywiście, matki chorych dzieci nie mogą sobie pozwolić na luksus załamania się. 


Kto w takim wypadku zajął by się codziennością - wizytami w szpitalach, lekami, rehabilitacją? I - w polskiej rzeczywistości - wydeptywaniem, wyszarpywaniem, szukaniem na własną rękę, w razie konieczności wchodzeniem oknem? One po prostu muszą wstać rano i trzymać się w kupie na przekór wszystkiemu. Ich dzieciom zapłakana twarz matki nie pomoże. 
Wszystkie, które znam to Twarde Babki. Nie mówię, że się nie przejmują - one po prostu nie mogą się rozsypać.


Patrząc na nie zastanawiam się, jak ja poradziłabym sobie z taką sytuacją. 


Coś mi mówi, że kiepsko. Moja neurotyczna osobowość przy najmniejszych życiowych przeciwnościach rozsypuje się i z babki zostaje kopczyk piachu. Skoro zwykłe przeziębienie, wymagające zmiany codziennej rutyny oraz wciskania syropów (które zawsze są ohydne, niedobre, będę rzygał) wyprowadza mnie z równowagi i wprawia w uczucie nieszczęścia i niesprawiedliwości? Podobno człowiek dostaje tyle, ile jest w stanie unieść. Trudno się z tym nie zgodzić.


Mężowie


Inna sprawa, że wbrew statystykom, obiegowym opiniom i ludowym mądrościom wszystkie te znane mi osobiście matki mają mężów, którzy zamiast zwinąć się i zacząć nowe życie (co społeczeństwo nawet teraz często wybacza - “taki biedny on, ona tylko o tym dziecku”) w zupełnie naturalny sposób z całych sił angażują się w walkę o normalne życie. Może są mądre i wiedziały, z kim się wiążą? A może po prostu mają szczęście? Albo ktoś tam uznał, że na nie jedne nieszczęść wystarczy?


Czarodziejki


Twarde Babki to również te, co mimo trudności wyżywią rodzinę za parę złotych, z niczego ugotują, ubrania przenicują, zarobią mimo niemowlęcia w pieluszce, spod ziemi wyszarpią, żeby dla dzieci było. Wychowają piątkę same, jak pan ojciec się zmył, bo go przerosło.  I to wszystko z uśmiechem, bo przecież to takie oczywiste, że dadzą radę.


Dajcie się podziwiać Twarde Babki. I czasem znajdźcie odrobinę zrozumienia dla nas - mięczaków. Wcale nam nie jest łatwo bez tej wewnętrznej siły, jaką wy macie.


10 komentarzy:

  1. Fakt, że kobiety sobie świetnie radzą zwykle w takich sytuacjach. Ale myślę też, że mimo wszystko nie są stworzone do mierzenia się z takimi trudami, przed jakimi teraz stają. Bo już sama praca na etat i drugi etat w domu przy dzieciach i garach to stanowczo za dużo. A co dopiero, jak jeszcze te dzieci chore. I tak, jak piszesz: lataj, błagaj i właź przez okno do tych wszystkich NFZ-ów i innych ZUS-ów, które mają tak naprawdę Twoją sytuację w głębokim poważaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wystarczy, że np. niepełnosprawny ma coś załatwiać na drugim piętrze bez windy. Zawsze jest szansa, że nie da rady i kasa zostanie w budżecie....Wrrrr

      Usuń
  2. Niezły tekst, choć zapewne za nisko sie w nim oceniasz. Ze skalą problemu musisz radzić sobie dopiero w momencie powstania problemu i tylko wtedy umiesz się do niego realnie odnieść... Gdybyśmy zastanawiały się jak zareagujemy w sytuacjach stresowych, acz hipotetycznych, życie byłoby nie do zniesienia. Inna rzecz, że zdroworozsądkowe podejście do pojawiających się kłopotów zazwyczaj pomaga je przezwyciężać łatwiej niż typowe biadolenie. Nasze życie nie zawsze jest kolorowym snem, nie zawsze możesz chodzić z podniesionym czołem, strzepnąć pył ze stóp ale i nie musisz chodzić na czworakach. Może zamiast smędzić w trudnych chwilach: dlaczego to ja - biedna!, lepiej rozejrzeć się dookoła i zważyć, że ktoś obok jest w jeszcze gorszej sytuacji... Jak mawiają, nie ma tak małego kawałka chleba aby nie dało się go podzielić! Jak w życiu.
    Każda z nas ma w sobie ową magiczną siłę, sęk w tym ile poświęcimy, żeby wydobyć ją na powierzchnię...
    Czego i Tobię i sobie również życzę. Keep writing!!! Klementyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, biadolenie raczej problemów nie rozwiązuje. Piękne to powiedzenie o kawałku chleba - nie słyszałam, ale zapamiętam.

      Usuń
  3. Podziwiam takie Twarde Babki. Oby to było prawdą że Pan Bóg dzieli każdemu wedle jego możliwości, bo ja bym chyba nie dala rady być taką Twardą Babką...

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę nam wszystkim, żebyśmy nie musiały się o tym przekonywać na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Południe u bram! Blog wzywa! A Ty nie siadasz? Kilku strof nie piszesz? Ludzie czekają, autorkę gromko wołają! Spieszmy się czytać bloga, na Boga!
    Ukłony! zygryd (fan wierny choć bierny)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tez podziwiam takie osoby, myślę że takie ciężkie okoliczności wymuszają ogarnięcie się i zmobilizowanie. Po prostu nie maja innego wyjścia.

    OdpowiedzUsuń