piątek, 1 kwietnia 2016

Ja chcę być Alutką






Raz pewna Alutka w brzeskim powiecie
żyła spokojnie w swym zamkniętym świecie
ziemskie przyziemne sprawy
nie psuły jej zabawy:
tylko poezja, muzyka i kwiecie.





Znacie dość stary serial pt. “Rodzina zastępcza”? Była tam taka wyrazista postać - Alutka. Żona przy bogatym mężu, rozpieszczona, kompletnie oderwana od rzeczywistości poetka. Bez jakichkolwiek obowiązków (dom prowadzi gosposia), z wydumanymi problemami i wygórowanymi potrzebami. Ona umie o siebie zadbać i wymaga, by inni też wiedzieli jak ją rozpieszczać. Spodziewając się dziecka zapewnia sobie notarialnie potwierdzoną pomoc ze strony męża. Nie będzie tego zostawiać bez formalnego usankcjonowania.



Od jakiegoś czasu coś krzyczy w mojej głowie Ja chcę być Alutką! Chociaż przez tydzień. Choćby jeden dzień!



I nie chodzi mi tutaj nawet o możliwość zaszalenia na zakupach (chociaż jej niedobry mąż dał jej do paryskich butików kartę z limitem 30 tys. euro, bydlak), ale o zamieszkanie na chwilę w świecie bez problemów. Mydlana bańka. Szklana kula. Kosmos. Gdzieś na dole ludzie ze zwykłymi problemami: brak kasy, niegrzeczne dzieci, psujące się auta, złośliwi sąsiedzi, wredny szef i szwagier, co tylko dybie na rodzinny majątek, a na chmurce unosi się Ona - ją dotyczą raczej zagadnienia typu - kto czyta moją poezję, mąż dał mi za mały brylant na rocznicę i w ogóle mnie nie rozumie. O poszybowałabym chwilę na takich obłokach. Porozpaczała z powodu ułamanego paznokcia i źle nakrytego stołu. I nieudanych zakupów w Mediolanie (swoją drogą to skandal, ulica Vittorio Emanuele II schodzi na psy!).


Ale wiecie? Ja znam kilka takich Alutek. 


No dobra, może aspirujących do tego miana. Półalutek. Obiadem zawsze ktoś poczęstuje, a jak to odpada to i zakupy będą lżejsze. Ona nie wie co to znaczy przytachać do domu 30 kg jadła.


Nie za dużo naraz!


Kto choć raz z wrzeszczącym z głodu niemowlakiem na rękach biegł za zbuntowanym trzylatkiem uciekającym ruchliwą ulicą wie - bywają takie momenty, że ledwo można podołać. Dlatego Półalutka jak ma dwoje dzieci, to nie zajmuje się nimi równocześnie. Na spacer idzie z jednym, drugie komuś zostawi. Z neonem na czole “Jestem matką wielodzietną” wciąż czeka, aż ją ktoś wyręczy. Nie ma problemu z upchnięciem potomstwa, bo przecież ona jest taka zmęczona. A jak babcia się dzieckiem zajmuje to i dom ogarnie przy okazji. Spoko. I nieważne, że Półalutka jest dwa razy młodsza od swej matki i dolegliwości wieku starszego jeszcze są jej obce.


Pampers - to nie ja 


Tak się umie zakręcić, że na 100 przebranych przez jej męża obsranych pampersów przypadają 2, którymi skalała swe ręce (już naprawdę nie dało się dłużej czekać na jego powrót, a przecież nie pójdzie poprosić o pomoc sąsiadki, że też akurat mama ma wychodne!). Jak Półalutka nie ma prawa jazdy, to zawsze znajdzie kogoś, kto ją podwiezie i to wcale nie z chorym dzieckiem w deszczu do odległej przychodni, ale tak po prostu - jak jej się nie chce iść.


I ogólnie umie się ustawić tak, że nikt nie ma wątpliwości, że ta pomoc jej się po prostu należy.


A wy? Znacie takie Półalutki?

Obraz: Claude Monet, Woman with a Parasol (also known as Study of a Figure Outdoors (Facing Left) Wikimedia Commons

14 komentarzy:

  1. Oj ile ja znam Półalutek. Przynajmniej co 5 lat natrafiam na jakąś. Boski tekst. Fantastycznie się go czyta. Na początku zaczęłam sie kurczyć i nabierać rumieńców bo myślałam,ze tą Alutką będę ja. Z dumą mogę jednak stwierdzić ,że nie - nie jestem ani Alutką ani Półalutką. Życie tak mi dało w kość ,że nawet teraz gdy płatki róż mi pod stopy sypie staram się stąpać między nimi aby i ich nie zniszczyć i nadal czuć ziemię pod nogami. :). Oj te Półalutki ...zawsze jestem ciekawa jak one to robią , że nikt nie widzi co się dzieje a nawet jak widzi to z troski o Półalutki im tego nie wygarnia .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że warto korzystać z pomocy, zwłaszcza gdy się ma np. małe dzieci. Dla mnie istotne jest to, czy ktoś zamierza kiedykolwiek to oddać - np. komuś potrzebującemu. Obawiam się, że Alutkom to do głowy nie przyjdzie....W końcu wiadomo, że wszystko krąży wokół słońca:)

      Usuń
  2. Chyba każdy miał styczność przynajmniej raz w życiu z Półanulką :)
    Bardzo lubię Twoje teksty. Czytam zawsze, komentuję... nigdy? Ale obiecuję poprawę ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to zapraszam - komentarze są również źródłem nowych pomysłów - zatem niezbędne....

      Usuń
  3. Połalutka! Mistrzostwo! Czuję, że wejdzie to psychologii społecznej jako emergentna kategoria do opisu typów osobowośći, zaraz obok Puchatka, Tygryska itp. :) Moja na trzech etatach pracujaca mama, ciągle powtarzała: "pamiętaj, jak wyjdziesz za mąż to udawaj, że nawet klucza do dziurki sama nie umiesz włożyć". I jak się nie słucha rodziców, to potem podziwia się Półalutki i Alutki z oddali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo my lubimy być takie dzielne - "Kochanie, fakt kosiarka ucięła mi stopę, ale owinę szmatką i skończę ten trawnik, nie wstawaj!"

      Usuń
  4. Fantastyczny tekst. Ja też poznałam kilka takich półalutek w swoim życiu, niesamowicie denerwujące osoby.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś nigdy nie widziałam siebie w roli Alutki, nawet na chwilę bym tak nie chciała, ale to właśnie inny sposób na szczęście daje mi najwięcej radości. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, też bym chciała być tak przez tydzień Pół-Alutką :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ej ja nie znam takowych! W jaki ja świecie żyje! ale za to znam męskie połalutki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niemożliwe. Ja niektóre znam, aż za dobrze. Bywam ich ofiarą:)

      Usuń