sobota, 20 stycznia 2018

Zapiski na marginesie 18




Pewna dziennikarka z pięknego Szczecina
nudzić się w swojej starej robocie zaczyna
więc zgodnie z mottem życiowym
zajmuje się czymś nowym
i na szczęście to nie jest kiepska pisanina.





Od dawna uważam, że książka z każdego gatunku literackiego zasługuje na uwagę, jeśli tylko napisana jest na poziomie. Nawet ta z tzw. literatury kobiecej (swoją drogą, to ciekawe - czy literaturę kobiecą może pisać mężczyzna? czy w tym przypadku jest z miejsca seksualnie podejrzany? czy literatura kobieca może być mało kobieca?). Z tego powszechnie deprecjonowanego nurtu od lat moją ulubienicą jest Monika Szwaja. Oczywiście, nie wszystkie jej powieści podobały mi się tak samo, jednak to co je łączy jest wspaniałe - zawsze porusza jakiś poważniejszy problem i zawsze pokazuje urodę codziennego życia.

Ostatnio czytałam  Dupersznyty ... czyli zapiski stanu Szwajowego. Ze wspomnień przyjaciół, małych form (jakie świetne felietony pisała. jak zgrabne wierszyki*) jawi się autorka taka, jaką ją sobie wyobrażałam - otwarta na ludzi, pomocna, wciąż pełna pomysłów i żyjąca wg idei: "w każdym wieku można zmienić swoje życie na piękniejsze."

Taka chciałabym być. Taka nie jestem (choć się staram). I dlatego wszystkim krytykom, którzy zarzucają literaturze kobiecej, że nie ma w niej Głenbi oraz Prawdziwego Dramatu powiem - dajcie spokój. Każdy czasem potrzebuje banalnego promyka słońca. Życie w realu jest wystarczająco bolesne.


* Na przykład takie sprośliki literackie:

Tylko nie rusz mego cycka!
Rzekła groźnie Konopnicka.

Seks to sprawa jest niezdrowa
wyjąkała Achmatowa.

Na co ja odpowiadam śmiało:

Kiedy chopie ci nie staje
żonie kup Monikę Szwaję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz