środa, 22 lutego 2017

czwartek, 16 lutego 2017

Jestem kosmitką!



Pewna mężatka - dziwaczka z Żagania

miała naprawdę absurdalne wymagania
jak to, by ją szanowano
do głupot nie namawiano
i żeby miała prawo do swojego zdania.





W różnych życiowych sytuacjach zastanawiam się, czy ja żyję w jakiejś równoległej rzeczywistości? Jestem jakimś totalnym strangerem, kosmitą z czułkami? Jeśli tak, to gdzie jest moja planeta???

Kilka przykładów:

czwartek, 9 lutego 2017

Panaceum




Pewna paniusia z Fort-de-France z Martyniki
wymyśliła genialne wprost kosmetyki
co poprawiają poziom życia
i umniejszają trudy bycia
stoją już kolejki po jej specyfiki.



Jak wiadomo potrzeba jest matką wynalazków, a najszybciej może na pomysł czegoś fajnego wpaść ktoś, kto ze względu na swoją specyficzną sytuację odczuwa jakieś braki. I ja, choć żadna ze mnie wielka użytkowniczka kosmetyków, wymyśliłam parę specjalistycznych produktów, których brakuje na naszym rynku. To tylko pomysły, ale nie mam wątpliwości, że zaraz zaczną się do mnie ustawiać laboratoria z ofertą kupna tego patentu. I niejeden szef ds. rozwoju dostanie w łeb za to, że sam na to wcześniej nie wpadł. Normalnie panaceum. Zatem do rzeczy.

poniedziałek, 6 lutego 2017

Zapiski na marginesie 10




Karina Bonowicz

I tu jest bies pogrzebany

Muszę przyznać, że z dużą rezerwą podchodzę do książek, jeśli na ich okładkach napisano, że są dowcipne i zabawne. Na ogół kończy się to tak, że zaśmieję się podczas czytania ze trzy razy, a i to pod warunkiem, że w ogóle dotrwam do końca. Tym razem skanując półkę w bibliotece z polską literaturą współczesną, gdzie niestety dominują powieści spod znaku “zostawił ją, a ona i tak znalazła lepszego” oraz “zwolnili ją z korporacji, ale uroczy domek na wsi odziedziczony po zmarłej cioci okazał się prawdziwym azylem, a sąsiad - prawdziwym mężczyzną” wpadło mi w oko znajome/nieznajome nazwisko. Moja podświadomość musiała podpowiedzieć mi, że to nie może być gniot - i nie pomyliła się.

piątek, 3 lutego 2017

Bal


Mamie pewnego pięciolatka z Tylawy Solnej
Nie podobała się idea imprezy przedszkolnej
bo zamiast normalnych bali
robiono coś na kształt gali
w swym naśladownictwie bardzo nieudolnej.


Karnawał, ach karnawał. Bale, studniówki, potańcówki. Czy już pisałam, jak kocham tego typu imprezy? Gdzie muzyka nigdy nie jest taka, jaką mogłabym słuchać bez bólu uszu - o dobrej zabawie nie mówiąc. Jeśli choć jedzenie smaczne, to tyle pociechy - ale to się akurat rzadko zdarza. I jeszcze wypada się jakoś ubrać, czyli mieć niewygodne buty, cisnącą w kilku miejscach sukienkę i rzeźbę awangardową z włosów na głowie, a na twarzy maseczkę fluidowo-różową.