Karina Bonowicz
I tu jest bies pogrzebany
Muszę przyznać, że z dużą rezerwą podchodzę do książek, jeśli na ich okładkach napisano, że są dowcipne i zabawne. Na ogół kończy się to tak, że zaśmieję się podczas czytania ze trzy razy, a i to pod warunkiem, że w ogóle dotrwam do końca. Tym razem skanując półkę w bibliotece z polską literaturą współczesną, gdzie niestety dominują powieści spod znaku “zostawił ją, a ona i tak znalazła lepszego” oraz “zwolnili ją z korporacji, ale uroczy domek na wsi odziedziczony po zmarłej cioci okazał się prawdziwym azylem, a sąsiad - prawdziwym mężczyzną” wpadło mi w oko znajome/nieznajome nazwisko. Moja podświadomość musiała podpowiedzieć mi, że to nie może być gniot - i nie pomyliła się.
Wystarczy powiedzieć, że główni bohaterowie to:
Edward - uzależniony od relanium, bojący się wyjść z domu pisarz książek dla gospodyń 50+, który dodatkowo nie może spełniać obowiązków małżeńskich kiedy jest w trakcie pisania
Maria - jego żona, obsesyjnie obawiająca się starości
Nina - jej siostra, hipochondryczka, wraz z ojcem prowadzi zakład pogrzebowy, zwykle wydaje jej się, że choruje na to, na co zmarł ich aktualny klient
Jakub - lekarz, który cierpi na bezsenność.
Do tego kalejdoskop dziwnych postaci w tle.
Żarty sypią się gęsto, akcja nie obfituje co prawda w zbyt liczne zwroty, ale jak można się domyślić, skoro dzieje się częściowo w zakładzie pogrzebowym, to trupów nie brakuje. Dodatkowo, jak łatwo się domyślić, skoro bohaterowie to kupa freaków, z których każdy ma jakąś niezłą fobię, sam opis ich codziennych, z pozoru zwykłych czynności przynosi czytelnikowi sporo radości. Nie brak mnóstwa życiowych mądrości (czy ja zaczęłam rymować?) np:
Jeśli wstajesz rano
i w gazecie nie ma
twojego nekrologu,
to znak, że czas do pracy.
Autorka ma zdecydowanie talent do opisywania scenek rodzajowych, gdzie np wizyta w sklepie to niezła anegdotka.
Jedyny mankament, to fakt, że żarciki się z czasem ciut powtarzają, co jestem w stanie wybaczyć w związku z faktem, że po kilku godzinach lektury poziom moich endorfin skoczył pod sufit, a gdyby przyszło mi oddawać się czytaniu publicznie, z pewnością niejeden świadek pomyślałby, że mam nierówno pod sufitem.
Biorę udział w wyzwaniu czytelniczym 2017 WyPożyczone.
Więcej o wyzwaniu tutaj
Dobrze, że przypominasz. Muszę wypożyczyć, bo endorfin nigdy za wiele :)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza tych powstałych w trakcie czytania :)
UsuńPo charakterystyce postaci już wiem, że to książka dla mnie :D
OdpowiedzUsuńTak, można powiedzieć - każdy freak znajdzie coś dla siebie :)
UsuńBrzmi bardzo ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńBo taka jest ta książka :)
UsuńNo patrz, a miałam tę książkę w ręku w bibliotece! I odłożyłam ją, bo coś innego przykuło moją uwagę... Cóż, biblioteki często odwiedzam, więc jeszcze po nią wrócę :)
OdpowiedzUsuńNo tak, trzeba się zachowywać przyzwoicie ...i nie wynosić całej biblioteki :) Chociaż ja i moi synowie mamy układy i często wypożyczamy ponad regulaminową ilość. Cóż, inne układy już mnie pewnie w życiu nie dotkną, dobre i te :)
UsuńZapowiada się fajnie! Co prawda szerokim łukiem omijam książki polskich pisarzy, (prócz Mickiewicza) ale na wszelki wypadek zapiszę tytuł :)
OdpowiedzUsuńO, ośmielę się stwierdzić, że to błąd z tym omijaniem. Mamy naprawdę dobrych pisarzy. I to chyba we wszystkich gatunkach. Nie wiem jaka literaturę lubisz, ale myślę, że naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie.
UsuńKsiążka idealna na gorsze dni ;-)
OdpowiedzUsuńO tak! Po chwili człowiek zapomina dlaczego właściwie wydawało mu się, że ten dzień jest zły:)
UsuńBrzmi ciekawie:) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie i czyta się dobrze!
UsuńFajna ta książka.
OdpowiedzUsuńFajna :)
UsuńOstatnio częściej sięgam po literaturę komediową. Dziękuję za opinię, jak wpadnie mi w ręcę to nie będę się zastanawiać.
OdpowiedzUsuńNo, czasem trzeba się jakoś rozweselić :)
UsuńCzytelnicze endorfiny uwielbiam, jestem od nich uzależniona maksymalnie. :)
OdpowiedzUsuńA książka jeszcze nie wpadła w moje ręce, z chęcią umówię się z nią na spotkanie. :)
Bookendorfina