Nie wiem, ile ludzi ma tak jak ja - uwielbiam sobie różne rzeczy wyobrażać. Czasami myślę o zupełnie abstrakcyjnych sytuacjach (np. co by było gdybym była przystojnym chirurgiem) - i to jest spoko. Gorzej, gdy wyobrażam sobie sytuacje, które są całkiem realne, ba! czasem wręcz już zaplanowane na bliską przyszłość.
Macierzyństwo
Nie będę tu oczywiście pisać o macierzyństwie, które każdy wyobraża sobie INACZEJ niż to jest w rzeczywistości. No, może wspomnę tylko, że dalej mnie w tej materii nic życie nie nauczyło i wyobrażam sobie jakieś poszczególne fragmenty mego matkowania (nawet takie malutkie, jak choćby wakacje), by potem z rozczarowaniem stwierdzić, że jak zwykle jest coś nie tak.
Praca
Przez dość długi czas polowałam na pracę w pewnej firmie. Jej właścicielka, znana mi z opowiadań - jawiła mi się jako wzór godny naśladowania. Jak się pewnie domyślacie trafiłam do tej firmy. I ponieważ czytają mnie ludzie inteligentni doskonale przeczują zakończenie. Tak, zwiałam nie mając na oku żadnej innej pracy, a wytrzymałam tam stosunkowo długo tylko dlatego, że nie od razu moje różowe okulary zaczęły tracić swoją czarodziejską moc i pokazywać jak to wygląda naprawdę.
Moje miejsce na ziemi
Kilka lat konstruowałam moje przyszłe życie w domu na wsi. I chociaż nie mogę powiedzieć, że mieszka mi się tutaj źle, to jednak muszę sama przed sobą przyznać, że wiele rzeczy nie wygląda tak, jak to sobie wyobrażałam. Czy gorzej? - ciężko powiedzieć. Jednak przez to wytrwałe pisanie scenariuszy, które nie zostały zrealizowane, czuję pewne rozczarowanie.
Czy to się leczy?
Moje zachowanie dotyczy też wielu innych zdarzeń w życiu - tych małych i większych. Wyobrażam sobie, jak będzie wyglądała dana pora roku czy krótkie spotkanie z przyjaciółką. To jakaś moja obsesja? Oczywiście wyobrażam też sobie, jak wyglądałoby życie bez ciągłego wyobrażania sobie i coś mi mówi, że ciut lepiej.
Czy można to leczyć? Jeśli już to tabletki łatwe do połykania zamiast elektrowstrząsów poproszę
Nie warto?
Może zatem nie warto kręcić w swojej głowie filmy o świetlanej przyszłości? Jak wiadomo, życie ma to do siebie, że lubi zaskakiwać, a wbrew temu co tak nachalnie usiłują nam wmówić różni kołcze spod znaku Twoje Życie w Twoich Rękach nie zawsze możemy zapanować nad wszystkimi czynnikami, no chyba, że wystrzelimy się w jakiejś kapsule w kosmos. A w realu - przy rozmaitych interakcjach w jakie wchodzimy po prostu jest jak jest i trzeba to zaakceptować. I najlepszy scenariusz nie może zostać zrealizowany, jeśli Reżyser się na ciebie wypnie, aktorzy okażą się całkowicie błędnie dobraną obsadą lub odmówią odegrania swojej roli, a scenografia będzie do bani.
Bywają i zalety
Są i plusy tej przypadłości. Wyobrażam sobie pewną sytuację, która mnie czeka w najbliższym czasie, rysuję ją w czarnych barwach, dramat z thrillerem Hitchcock niech się schowa, a tu rzecz przebiega zupełnie normalnie.
A wy? Piszecie scenariusze, czy cierpliwie czekacie, żeby przekonać się co los przyniesie?
Zdjęcie Pixabay - Geralt
Zdecydowanie czekam, ale mniej więcej przewiduję. Jestem realistką, gospodarską córą z czarnoziemu ;) i twardo stąpam po ziemi, ale mam taki grzeszek, że jeśli sobie pofolguję w myśleniu to nadinterpretuję zachowanie innych i z kogoś, Bogu ducha winnego człowieka, zrobię harpię ;) mimo że z natury jestem optymistką, lubię ludzi i bardzo dobrze im życzę. Najgorzej jest, gdy jakiś dobry znajomy długo się nie odzywa :D
OdpowiedzUsuńWalczę z tym od lat, dlatego wyobraźnią uciekam w abstrakcję i wymyślam różne rzeczy, które później w jakiejś części spisuję ;)
Ty nie robisz z tych ludzi harpii tylko swoich bohaterów - a w tym wypadku hulaj duszo, wszystko wolno! :)
UsuńOdkąd pamiętam miałam zbyt wybujałą wyobraźnię. Potrafię wizualizować dosłownie wszystko, pisząc przeróżne scenariusze w swojej głowie. Pomaga mi to zapomnieć o przykrościach i trudach dnia codziennego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :-)
www.bookmoment.pl
Zastanawiam się, jaki to ma związek z nałogowym czytaniem książek :) bo to też jest sposób na uciekanie od rzeczywistości:)
UsuńIle razy przed zaśnięciem rozpamiętuję to co minęło, a jeszcze większą ilość razy wyobrażam sobie, co mogłoby się zdarzyć, albo jak to będzie :) Chyba każdy o tym myśli, niekiedy jest to naszą zmorą, innym razem pozytywną motywacją. O ile nie żyjemy naszymi wyobrażeniami i potrafimy realnie ocenić sytuację.
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do mojej grupy na facebooku, wspieramy się blogersko:
https://www.facebook.com/groups/140958276298228/
Masz rację - jedna sprawa to samo wyobrażanie sobie, a druga - co z tym zrobimy:)
UsuńMoja wyobraźnia najbardziej wariuje przed snem :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka,
Smiley
https://www.facebook.com/SmileyProjectPL/
Mam nadzieję, że dzięki temu miewasz cudowne, szalone sny :)
UsuńMacierzyństwo...oh god, za jakie grzechy? Aaaa już wiem, przypomniało mi się ;) A tak serio to kolorowe gazetki i niektóre kobiety strasznie idealizują nie tylko macierzyństwo, ale i życie,a potem mamy mnóstwo "delikatnie zawiedzionych" kobiet, które zupełnie inaczej sobie wyobrażały "cały ten cyrk". Pamiętam sytuację, gdy opowiadałam koleżance o ciąży, porodzie i troskach macierzyństwa...moja mama to usłyszała i mnie zrugała, że NIEPOTRZEBNIE STRASZĘ koleżankę (nie straszyłam) i przeze mnie nie będzie chciała mieć dzieci. Cóż...myślałam, że są inne powody, dla których ludzi nie chcą mieć dziecka, nie tylko "straszenie" koleżanek.
OdpowiedzUsuńUmówmy się - bezdzietnym i tak trudno uwierzyć, jak jest NAPRAWDĘ :)
UsuńCzasem wpadam w takie dni, kiedy przydatna okazuje się wizualizacja celów, marzenia wówczas mobilizują. :)
OdpowiedzUsuńO tak. To prawda.
Usuń