Pewna singielka milutka, mieszkanka Leska
Na pociechę chciała kupić sobie pieska
ale się bała tego trudu
spacerów oraz w domu brudu
wiec jest samotna, aż się kręci w oku łezka.
wiec jest samotna, aż się kręci w oku łezka.
Szyszka. W kwiecie... wieku |
Od nastoletnich czasów miałam psa. W pewnym momencie rodzice ulegli moim rozpaczliwym prośbom i tak pojawił się Ares. Potem był Kokos - psiak ze schroniska, a w końcu już nasza prywatna, małżeńska Szyszka.
Za jakieś kilkanaście dni minie trzecia rocznica odejścia Szyszki do Krainy Wiecznie Pełnych Misek. My w tym czasie zdążyliśmy przeprowadzić się na wieś, czyli warunki do posiadania psa mamy dobre jak nigdy wcześniej. I nadal go nie mamy.
Mimo iż wiem, że nic tak dobrze nie działa na ludzki dół jak porządne wylizanie zasmuconej gęby jęzorem. Że dzieci przy zwierzaku uczą się odpowiedzialności. Wreszcie - że mogłabym pomóc jakiemuś nieszczęśnikowi ze schroniska.
Odstrasza mnie wizja kombinowania w czasie wakacji i krótszych wyjazdów. Oraz jeszcze większej ilości czasu poświęconego na sprzątanie, bo przecież maks co by mi się udało wyezgekwować od psa (i siebie) to niespanie w łóżkach. Pewnie ma też tutaj wpływ fakt, że kiedy nasza sunia była już stara, a dzieci malutkie i każdy wymagał zwiększonej uwagi i opieki - było nam dość ciężko. Z drugiej strony - nie zdarzyło mi się, bym po raz kolejny obudzona w nocy w związku z ich potrzebami próbowała nakarmić psa cyckiem, lub w listopadową noc wyprowadzić na dwór noworodka, żeby się wysikał. To nie było chyba tak źle?
I tak dochodzę do starej prawdy:
Dupa przyzwyczajona do wygód, nie będzie chciała z nich rezygnować.
To samo dotyczy także posiadania dzieci. Tak, tak, teraz jest miejsce na sykanie: co za debilka, psa do dzieci porównuje, tfu tfu, jak tak można.
Fakt, nie bardzo to porównanie, bo pies cię nigdy nie przestanie kochać miłością niezmierzoną i nieskończoną, a dzieciak, jak tylko zacznie mówić, będzie powoli ściągał cię z piedestału, najpierw dyskretnymi uwagami w stylu: a mama Wojtka to się z nim fajnie bawi, w przedszkolu panie robią lepszy rosół, spaghetti, sznycla (tu następuje długa lista potraw) ty mamo tylko bitą śmietanę robisz lepszą, by w końcu na każdym kroku dawać ci do zrozumienia, jaki to obciach mieć taką rodzicielką.
Wracając do głównego wątku - większość argumentów, jakie ludzie podają tłumacząc się, czemu maja tylko jedno (dwoje, troje…) dzieci (swoją drogą - po co się z tego tłumaczą? niepojęte, ale to temat na osobny post) na ogół sprowadza się do braku kasy, ewentualnie strachu przed utratą pracy.
Tymczasem chodzi tu prędzej o konieczność zanurzenia się znowu - na kilka lat, w okres, kiedy jest po prostu ciężko (z natężeniem od bardzo do cholernie). O dziwo, czasem łatwiej jest z biegu zdecydować się na kolejne dziecko, kiedy jeszcze nie zdążyło się pozbyć z domu niemowlęcych akcesoriów. Ale ile znacie osób, które mają podrośnięte dzieci i mruczą, że chciałyby jeszcze jedno, ale…. życie jest w miarę unormowane, ba, czasem można zostawić potomstwo i gdzieś jechać i jak tu znowu pakować się w pieluchy? Dupa przyzwyczaiła się do wygody...
Dlatego żadne pińcet plus nie przyczyni się znacząco do zwiększenia liczby urodzin. Nie pomaga to, że dawniej dzieci jakoś się chowały jedne przy drugim, a teraz skoro niemowlaka już trzeba stymulować, to naprawdę jest ciężko - mimo, że mamy o niebo więcej gadżetów do dyspozycji niż nasze matki. A potem niby dzieci większe, a tu trzeba je z naszą pomocą włączyć w wyścig szczurów i wozić z jednego końca miasta, gdzie jest chiński, na karate z elementami jogi oddalone o godzinę jazdy.
Niezależnie od tego, co jest waszym chciałabym, ale nie chce mi się:
Pozdrawiam tych, którzy cenią komfort dupy i nie zdecydują się na żadne rewolucje - tylko przestańcie się z tego tłumaczyć, to tylko wasza sprawa.
Pozdrawiam tych, którzy jednak potrafią spiąć się w sobie i dostrzec wszystkie zalety podjęcia wyzwania, nawet jeśli będzie im mniej wygodnie.
Kocham psy i moje też pochodziły ze schroniska, rozumiem jednak Twój dylemat. Ja jednak podjęłabym się tego trudu, bo czworonogi to najwdzięczniejsze stworzenia na świecie ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda mi się w końcu zapomnieć o wygodach... Ale i szczeniak i schroniskowiec to jest jakiś czas masakra w domu. Zanim się nauczy (ponownie przyzwyczai).
UsuńJa w domu rodzinnym mam psa, tam jest ogród i warunki sprzyjające, w bloku niestety nie ma warunków sprzyjającym zwierzakom.
OdpowiedzUsuńW ogóle w mieście jest słabo. ja np nieustannie obrywałam po uszach, bo pies "robi" na trawnik. Nieraz miałam ochotę walnąć w łeb woreczkiem z tym, co pies narobił.... Bo tego, że sprzątam nikt już nie widział.
UsuńLubię psy, ale nie chce mi się nimi zajmować, dla mnie to jak kolejne dziecko. Trzeba nakarmić, umyć, pobawić się...eh za dużo obowiązków a czasu coraz mniej.
OdpowiedzUsuńWłaśnie - mieć psa, ale nie mieć czasu na spacer, poświęcenie ciut uwagi - to też bez sensu.
UsuńWszystkie moje psy mają rodowód ze schroniska, sympatyczne i oddane kundelki, często służące jako zabawka dla poprzednich właścicieli, dziś uczą się na nowo ufać człowiekowi i mieć przekonanie, że znalazły prawdziwy dom. :)
OdpowiedzUsuńSuper! Podziwiam i szacun - fajną rzecz robisz :)
UsuńHm ja kocham zwierzęta ale... choć marzy mi się psiak boję się że przy dwójce małych dzieci nie będzie dla niego czasu. Wizja spacerów mnie przeraża... dlatego rozważamy z mężem kota. Tak by jednak w mieszkaniu jakiś pupil z nami zamieszkał:)
OdpowiedzUsuńTak, spacery mogą być problematyczne. Zwłaszcza gdy dzieci chcą na plac zabaw :) Z kotem chyba ciut łatwiej.
UsuńPieska nigdy nie miałam. U mnie zawsze był kot, to wersja dla leniwych 😉
OdpowiedzUsuńFakt, z kotem w niektórych aspektach jakby lżej. Z psem najlepiej jakby ktoś cały czas był w domu :)
UsuńJestem chyba wyjątkiem (odczuwam coraz częściej) ale ja naprawdę nie lubię psów, kompletnie nie łapie tej więzi chociaż szanuje i podziwiam, jeśli ktoś ją ma. Mnie lizanie psa autentycznie obrzydza. Ale to norma w moim domu - wszyscy wolimy koty.
OdpowiedzUsuńW każdym razie - jestem za wygodą dupt ;)))
Ale wiesz co, ja znowu jestem psiarą, a kotów nie "czuję". Pewno pogłaskam (jak się da), zachwycę się kociaczkiem, ale nie wiem czy bym się dogadała w domu.
Usuń