Pewna blogerka z Puntarenas, z Kostaryki
uparcie śledziła swe nędzne statystyki
i wciąż tak straszliwie rozpaczała
bo publika nie reagowała.
A ją wszak tak cieszyły fejsbukowe kliki!
Dzisiaj parę słów od kuchni. Jak powstaje blog?
Najpierw pojawia się pomysł na post. Czasem w środku nocy i wtedy trzeba zwlec tyłek i zapisać. Nieraz w drodze - na zakupy, do szkoły po dziecko, do lekarza. Jeśli nie ufasz swej pamięci musisz zawsze mieć przy sobie coś do pisania (inaczej będziesz grzebać w dziecięcym plecaku lub wyrywać długopis pani urzędniczce). To gładkie, smukłe zdanie, które właśnie pulsuje w twej głowie niebawem może ulec rozpadowi w niebycie - i co wtedy? To się tylko tak wydaje - zapamiętam - nikt nie jest wszak coraz młodszy, prawda? A szare komórki obumierają.
Pisanie w potach
Potem, gdy już uda się to złożyć w miarę zgrabną całość, kilka razy przeczytać i poprawić literówki, pomęczyć się z pytaniem - już dobrze, czy coś trzeba by dopisać? Nie dać sobie na nie odpowiedzi, dobrać do tekstu obrazki - to jest dopiero robota!
I dopiero się zaczyna!
I kiedy w końcu uznajesz, ok puszczam - to zaczyna się najtrudniejsza praca. Podszyta lękiem - czy ktoś przeczyta? Czy skomentuje?
Bloger (przynajmniej początkujący) żywi się komentarzami i lajkami na Facebooku jak Francuz bagietką, Chińczyk ryżem czy Terlikowski poczuciem, że jest bardziej święty od papieża.
Wypatruje ich jak świnia trufli, i są one dlań tak cenne jak te rzadkie grzyby.
Sprawdza maniakalnie (niczym celebrytka na gali czy jej oko w pończoszce nie poszło, albo nowy dezodorant nie “puścił” pod paszką) statystyki wejść, jakby od samego klikania w numerek miał on się powiększyć. I to znacząco.
A jak nie ma odzewu to się czujesz normalnie jak po dyskotece w piątej klasie, kiedy chłopaki tańczyli z wszystkimi tylko nie z tobą.
Żeby tekst ktoś zobaczył - o to się trzeba nakombinować - tu wrzucić link, tam coś samemu skomentować, dyskretnie zapraszając do siebie. Jak tu mieć siłę na czytanie innych, jak cała para poszła w stworzenie własnego posta?! Desperaci umawiają się na zabawę - ja skomentuję u ciebie, pod warunkiem, że ty u mnie (nie mylić z link party - to jest ok).
I znowu - kliki, sriki, statystyki, złe nawyki. Za mało, ciągle za mało.
Bloger jest jak matka - obserwuje swoje dziecko, ale też ciągle patrzy na inne. Czy mój blog się nie rozwija aby za wolno? Ma trzy miesiące, o tu jakiś w tym samym wieku, Boże, więcej lajków! Lekarza! I zaczyna się rycie w zawiłościach Social Mediów. Na pewno to ja robię coś źle i dlatego moje dziecko nie zostanie naukowcem (blogiem roku).
Dlatego - przechodniu, powiedz innym, tu piszemy, komentarzy waszych łakniemy.
Zostaw ślad, kliknięcie, słowo, emotikon, cokolwiek. Udostępnij, jeśli ci się podoba. Świadom przedziwnych algorytmów, które powodują, że jakiś wpis na FB wyświetli się tylko pewnej ilości szczęśliwców (bardzo niewielkiej) sprawdź czasem sam z siebie, co się u nas dzieje.
Zatem myszki w dłoń i do roboty!
Żeby tekst ktoś zobaczył - o to się trzeba nakombinować - tu wrzucić link, tam coś samemu skomentować, dyskretnie zapraszając do siebie. Jak tu mieć siłę na czytanie innych, jak cała para poszła w stworzenie własnego posta?! Desperaci umawiają się na zabawę - ja skomentuję u ciebie, pod warunkiem, że ty u mnie (nie mylić z link party - to jest ok).
I znowu - kliki, sriki, statystyki, złe nawyki. Za mało, ciągle za mało.
Bloger jest jak matka - obserwuje swoje dziecko, ale też ciągle patrzy na inne. Czy mój blog się nie rozwija aby za wolno? Ma trzy miesiące, o tu jakiś w tym samym wieku, Boże, więcej lajków! Lekarza! I zaczyna się rycie w zawiłościach Social Mediów. Na pewno to ja robię coś źle i dlatego moje dziecko nie zostanie naukowcem (blogiem roku).
Dlatego - przechodniu, powiedz innym, tu piszemy, komentarzy waszych łakniemy.
Zostaw ślad, kliknięcie, słowo, emotikon, cokolwiek. Udostępnij, jeśli ci się podoba. Świadom przedziwnych algorytmów, które powodują, że jakiś wpis na FB wyświetli się tylko pewnej ilości szczęśliwców (bardzo niewielkiej) sprawdź czasem sam z siebie, co się u nas dzieje.
Zatem myszki w dłoń i do roboty!
Dobry tekst, w samo sedno!😉
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to :)
UsuńDobrze napisane:)
UsuńZatem myszki w dłoń! :D
OdpowiedzUsuńTy swojej nie powinnaś nawet wypuszczać ze względu na koty :)
UsuńU mnie Sarkazm na FB wyświetla się zawsze :) Na szczęście ;)
OdpowiedzUsuńI jako stała czytelniczka postuluję o post przedtargowy ;) Albo przynajmniej po-targowy.
Czy szanowna Autorka wybiera się na spotkania Blogerów?
Nie taki głupi ten Facebook. A co do targów, to na razie nic jeszcze nie planowałam, choć już tak blisko - choć akurat u nas odliczanie nie w związku z rozpoczęciem, a z wypadającymi wtedy urodzinami G. :)
UsuńSkądś to znam :D Ja szlifuję dość długo teksty i nawet, jak puszczę je w świat, są dla mnie dziełem nieskończonym i ciągle chciałabym coś poprawiać. Dlatego cieszy mnie, jak właśnie ktoś zostawi po sobie ślad - jeden komentarz cieszy mnie bardziej niż trzy lajki na fejsbuniu :)
OdpowiedzUsuńWejdę z Tobą w interakcję i... łap komcia plus like'a na fejsie!
Wiadomo, najbardziej cieszą komentarze. Choć czasem się zastanawiam, czy nie za dużo wymagamy w tych zalatanych czasach od czytelników:)
UsuńBardziej w punkt się nie dało napisać :). A wierszyk z początku jest boski :D.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak nie tylko ja tak czuję .. :)
UsuńNigdy się nie połasiłam na takie zabiegi i chyba mogę być z siebie dumna :D
OdpowiedzUsuńP.S. Wierszyk i tekst genialny :D Taki sarkazm to ja rozumiem ;)
Och, to dziękuję, wcale nie jest tak łatwo uprawiać sarkazm :)
UsuńSłow na niedzielę. Pisanie na siłę nic nie daje bo taki tekst potem często ląduje w koszu. Ja żąłuję ż enie mam wbudowanego dysku w głowie bo czaaem świetne pomysły i zdania układają sie same, a jak zaczynam pisać klops.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Dużo rzeczy ucieka zanim uda się je napisać. Jeśli nie noszenie ze sobą notesu, to może dyktafon ? :)
UsuńJa mam zeszyt z pomysłami na wpisy. Tylko gdyby jeszcze wena była, by je wszystkie zrealizować ;). Na statystyki nie patrzę co chwilę, piszę bardziej dla siebie, a jak komuś się spodoba, przeczyta i skomentuje, to jest mi miło :)
OdpowiedzUsuńI to jest chyba najlepsze podejście :)
UsuńCudny limeryk:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję ! :)
UsuńCyferek we wzroście mam mało to chociaż chciałabym ich dużo widzieć na blogu i fanpage! ;) Od czasu do czasu podpowiadam Czytelnikom, jak jednym kliknięciem mogą robić dobrze blogerom, to się opłaca! Nie każdy sobie zdaję sprawę z tego, jak radują nas ich komentarze, kliknięcia i udostępnienia. Ba, nawet mi się zdarzyło otrzymać podziękowania od czytelniczki za wyjaśnienie tej kwestii, bo nie wiedziała, co to za "big deal" z tym lajkowaniem. Pisanie samo w sobie sprawia mi przyjemność...ale świadomość, że ktoś to czyta i mu się spodobało, jest jeszcze przyjemniejsza :)
OdpowiedzUsuńZawsze miło usłyszeć, że komuś (prócz nas :) się podobało :)
UsuńCiężki chleb pisanie bloga. Szczególnie gdy się robi coś sztucznego, a nie to co się lubi. Jako, że ze mnie ekonomistka z wykształcenia, to statystyki lubię wszelkie. A i na odzew miło popatrzeć, motywacja potrzebna każdemu. Ale wszystko zdroworozsądkowo :) Z przymrużeniem oka ;)
OdpowiedzUsuńHahaha :-) Nooo ładnie to podsumowałaś. Ostatnio mąż zrobił mi statystykę - porównał ile godzin siedzę już nad blogiem, ile na nim zarobiłam i wyszło, że zarabiam niecałą złotówkę za godzinę. W Chinach lepiej płacą! 😉
OdpowiedzUsuńJa jednak uważam, że lepiej zarobić złotówkę tworząc coś swojego niż kilka razy więcej - na czyjś rachunek. Jednak twój blog z czasem może dawać więcej :) Czego życzę :)
UsuńKażdy lajk czy komentarz niezmiernie cieszy, bo to oznacza, że nasza praca dla kogoś jest ważna i nie poszła na marne. Nawet gdybym miała pisać dla garstki osób, lub choćby dla jednej, byłoby warto.
OdpowiedzUsuńNo, ja nie chciałam cię nagabywać pytaniami co się dzieje kiedy zawiesiłaś bloga, ale bardzo się cieszę, że wracasz, bo posty były naprawdę wartościowe. :)
Usuńblogowanie to ciężka i mrowcza praca :) ale jaka swietna!
OdpowiedzUsuńWłaśnie...strasznie wciąga :)
UsuńZawsze lubiłem limeryki :-)
OdpowiedzUsuńTa potrzeba uznania jest w każdym z nas, nie ma się co oszukiwać. Nawet, gdy ktoś pisze coś całkiem dla siebie, to i tak mu miło usłyszeć odzew. Z drugiej strony, czy w internecie można pisać coś wyłącznie dla siebie?
A zasięgi na FB ostatnio rzeczywiście bardziej niezbadane, niż wyroki Boskie :-)
Tak, limeryki mają w sobie coś :) Zasięgi o tyle wkurzające, że nie wiadomo, czy brak reakcji wynika ze słabości tekstu, czy widzimisię FB.
Usuń