Podobno w niektórych przedszkolach rodzice dostają do wypełnienia formularz, gdzie pytani są m.in. o to, czy zgadzają się na przytulanie swojego dziecka.
I choć rozumiem logikę dyrekcji placówki - acz wolałabym, by zamiast tego dołożyła wszelkich starań, żeby żadne nie nadające się do pracy z dziećmi osoby nie były tam zatrudnione (i nie mam tu na myśli jedynie pedofilów, ale także psychopatów oraz osoby, które najzwyczajniej w świecie dzieci nie lubią).
Jak w praktyce mogło by wyglądać respektowanie takich deklaracji rodziców?
Jeśli tych dzieci, których nie można przytulać byłoby więcej, musiałyby (przynajmniej na początku) zostać w jakiś sposób oznaczone (przekreślony miś? - a nie, to dla tych, co nie mogą się bawić pluszakami…) - w końcu panie nie od razu będą wiedziały, kogo można pogłaskać jak się przewróci, a kogo zostawić, żeby się wypłakało i zrozumiało, że życie i tak go nie będzie rozpieszczać…
A co jeśli z zakazem przytulania będzie jedno, dwoje dzieci? Znacie ten obrazek poranny, zwłaszcza w pierwszych oddziałach? Dzieci ze śpikiem (smutku) pod nosem, niektóre ryczące, panie otoczone tymi smutasami, ale już po chwili dzieciaki lecą się bawić, a opiekunka ma miejsce na kolankach dla nowo przybyłych. I oto przedszkolanka do garnącego się do niej Krzysia czy Bartusia mówi: "nie, wasza mama nie zgadza się na to, idźcie się przytulić do plastikowego dinozaura”?
Basia uderzyła się w kolano - popłacz sobie w kąciku dziecko, mama cię pocieszy już za 8 godzin.
Słyszałam przeróżne historie, nawet takie, że rodzic woli, żeby dziecko chodziło cały dzień z obsraną pupą, niż żeby mu pani pomogła wytrzeć się dokładnie.
Nie zrozumcie mnie źle. Ja wiem, że musimy uczulać dzieci na zły dotyk. Ale czy naprawdę jedyne co chcemy im przekazać, to całkowity brak zaufania do instytucji, w której spędzają pół dnia? Jako dorośli będą zgłaszać na policję, że ktoś im w zatłoczonym tramwaju ręką po plecach majtnął?
A może chodzi o to, że skoro w domu stosujecie “zimny chów” tak ma być wszędzie? Ale...Też mam różne zastrzeżenia do działania instytucji oświatowych, jednak uważam, że posyłając do nich dziecko niejako godzimy się na panujące tam zwyczaje. Ale o tym innym razem….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz